Witajcie
Posiadam Vitare Long 2.0 TDI z przebiegiem 280 tys (silnik pracuje bardzo ladnie, pali na dotyk, wsio cacy, nie katowany w off roadzie). I dzisiaj miało miejsce następujące przykre zajście - dolewalem dzisiaj olej do silnika, okazalo się, że troszkę przesadziłem, więc trochę spuściłem, i potem po 50ml dolewalem... i chyba nie do konca mocno zakrecilem wlew oleju, ale nie na tyle, aby był luźny.
Jadę tak sobie pare km za miastem i nagle - brak mocy silnika, zapala się lampka ze podgrzewa "świece" i po ok 1 sek znow powraca moc i lecę dalej... Po przejechaniu 5 km, tempem miarodajnym, spokojnym, sytuacja się powtarza, ale już moc nie powraca. Zjezdzam na pobocze, próbuje raz jeszcze go odpalić - nic, nie kręci. Ikonki z maski rozdzielczej w ogole się nie świecą, probuje po chwili wystartowac - ok, ikonki są, ale silnik nie zaskakuje - tylko kręci. Otwieram maskę, a tam kurek od wlewu leży z boku, pół silnika obrzygane olejem... dobra, zakręciłęm, wyczyściłem, sprawdziłem stan oleju i spokojnie do domu postanowilem wrócić.
Myśle sobie - źle dokręciłem, lewe powietrze się dostawalo itp... wracam do domu i na 200m przed domem sytuacja z przygaszeniem na pare sekund się powtarza.
Odma zapchana? Silnik mógł się przegrzać? (mimo ze NIGDY wskaznik temp silnika nie podskoczyl ponad norme)
Ok tygodnia temu, z ciekawości zostalo spuszczone całe paliwo z baku, następnie zostało zalane do pełna....po ok 100km i nocy na parkingu - probuje odpalic - znow ikonki mi giną, drugi raz probuje - ok, działa. Wyjezdzam, 30m przejezdzam i w BIEGU na 1 - gaśnie mi. Za drugim razem odpalił.
Poradzi mi ktoś? Z gory dziekuje
Miałem w planach jutro rano startować w kraju...ale...
