suzuki.info.pl

Wszystko dookoła vitary i nie tylko (:
Dzisiaj jest czw mar 28, 2024 4:42 pm

Strefa czasowa UTC+01:00




Nowy temat  Odpowiedz w temacie  [ Posty: 9 ] 
Autor Wiadomość
 Tytuł: Bałkany 2014
Post: śr lis 19, 2014 7:36 pm 
Offline
Moderator
Awatar użytkownika

Rejestracja: czw lis 12, 2009 10:13 pm
Posty: 2174
Lokalizacja: Warszawa
Silnik: 2.0 HDI
Model: XL7
Rok prod.: 2006
Serbia > Bośnia i Hercegowina > Czarnogóra > Kosowo > Serbia > Węgry

Urlop w 2014 roku miał być samochodowy, miała być gwarancja pogody, słońce, ładne landszafty i trochę plażowania. Pojawił się plan na Bałkany.

W lipcu Forester przeszedł gruntowny przegląd i w końcu zmieniłem mu rozrząd. Dwa dni przed wyjazdem zakupiłem od Polka seryjne ATki z Vitki w dumnym rozmiarze 215x75 i w piątek 1 sierpnia koło 19 wyjechaliśmy z Warszawy.

Coby przyciąć na vinietach i paliwie jechaliśmy do Żywca, gdzie był nocleg w Przybędzy u znajomej, potem Dolny Kubin, Bańska Bystrzyca, Zwoleń i w Sahah wjazd do Węgier. Pomysł był średnio udany - 200km przejazdu przez Słowację bocznymi drogami zajęło nam prawie 5 godzin.

Węgry przelecieliśmy już po Bożemu autostradami i wieczorem byliśmy pod granicą serbską, gdzie już na wstępie mięliśmy pierwszą przygodę, o czym niżej :mrgreen: .

Jako, że duże przejście graniczne w Szeged było przepełnione to pogranicznicy kierowali ruch na sąsiednią Tompę. Tompa to urocza węgierska wioska z dwoma barosklepami u urzędem gminy - co nie jest bez znaczenia dla reszty opowieści. Nie uprzedzajmy jednak faktów.

Z racji objazdu na granicy byliśmy koło godziny osiemnastej i grzecznie w kolejce podtaczaliśmy się do budki wartowniczej. Węgrzy odprawili nas praktycznie z biegu i toczymy się dalej już do wjazdu do Serbii, aż tu nagle Subaru straciło sprzęgło. W pierwszej chwili zgłupiałem - skrzynia się zakleszczyła, bydle nie chce na rozruszniku nawet się bujnąć a kolejka nerwowa?. Ochłonąłem, skrzynia odpuściła na luz i zepchnęliśmy zagazowanego kłamcę na bok. Perspektywa padniętego sprzęgła w Foresterze na środku ziemi niczyjej w sobotę wieczór na początku wyjazdu nie napawała optymizmem - miałem ochotę spalić to auto.

No, ale jak przetrwaliśmy zabory, dwie wojny światowe i kacapów, to Kitajce czymś tak błahym nas nie wezmą - nalałem sobie kawy i podniosłem maskę. Po chwili kontemplacji pojawiło się światełko w tunelu - czyli brak płynu w zbiorniczku od wysprzęglika. Wysprzęglik zawsze tańszy niż sprzęgło i samodzielnie wymienialny - se myślę. Krótka narada co robimy - kombinujemy, żeby nas ktoś zaholował do Subiticy w Serbii czy samodzielnie cofamy się do Tompy. Rozwarzając za i przeciw - cofamy się do UE.

Po perturbacjach udało się dogadać z pogranicznikami żeby nas wypuścili boczną bramką. Fura odpaliła na reduktorze na jedynce z rozrusznika i 10km/h toczymy się do Tompy. Szczęście, że chyba od strony serbskiej coś się na przejściu przykorkowało bo nic za nami nie jechało - a warunków do mijania nie było.

Po drodze podpytujemy się o warsztat, ale nikt nic nie wie. Już się nawet ucieszyłem, bo myślałem że trafiłem na jakiś szrot, ale okazało się, że to parking z autami czekającymi na wywóz do Serbii - klepią tam przystanki jak u nas w latach 90 :).

Dotoczyliśmy się w końcu do Tompy, zajeżdżamy pod pierwszy barosklep gdzie obraduje okoliczna młodzież. Oczywiście ni w ząb nikt nie mówi po angielsku, a z kolei ja po niemiecku niepaniemaju. Na migi wytłumaczyliśmy o co chodzi i towarzystwo zaczęło dzwonić. Dzwonią i dzwonią i przez 20 minut nic. Jak kwiat okolicznej młodzieży w takim barosklepie nie może nic załatwić, to nie wróży to dobrze? Radzi nie radzi, toczymy się dalej - do kolejnego barosklepu. Sympatyczna Pani właśnie zamykała, ale kazała nam usiąść i zaczęła dzwonić. Potem kazała dalej czekać. Po dłuższej chwili podjechało mondeo z brodaczem za kierownicą. Brodacz pogmerał pod maską i kazał mi jechać za sobą.

Po 200 metrach wtoczyłem się? do normalnego warsztatu. Trzy stanowiska z podnośnikami, na ścianach narzędzia Bety, firmowe skrzynki, białe kafelki...poczułem się jakbym oazę znalazł na pustyni.

Szybkie zdjęcie dolotu i wyszło szydło z worka - pęknięty przewód elastyczny za wysprzęglikiem. Chwila dopasowywania, kombinowania i po godzinie układ miał przeszczepiony wężyk nówka sztuka od jakiegoś Passata. Impreza kosztowała nas bardzo uczciwie - 30 euro. W tym nowy wężyk, kawałek przewodu miedzianego, butla DOTa i robocizna po nocy w sobotę.


Serbia


Zajechani jak cygana skrzypce o 22 znowu podtoczyliśmy się na pustą już granicę. Z nerwów zapodziałem w schowku zieloną kartę i paszport, więc było jeszcze nerwowe szukanie tegoż. Pierwszy nocleg chwyciliśmy w pierwszym wolnym hostelu w Suboticy - 30 ojro za pokój z pchłami? nie odmówiłem sobie jednak na kolację czewapcziczi z lokalnym piwem - niebo w gębie.

Na śniadanie burka w piekarni z jogurtem i kawa w lokalnej kawiarni. Burki są super - to taki placek z ciasta filo nadziewany serem lub mięsem, podawany z kefirem lub jogurtem. Sama Subotica to piąte co do wielkości miasto Serbii, mieszkańcy to mix Serbów, Węgrów i Rumunów. Warto zrobić spacer po centrum i pooglądać secesyjne kamienice.

Z Suboticy drogami wojewódzkimi toczymy się do Nowego Sadu. Pierwsze wrażenia z Serbii - taka Polska sprzed 15 - 20 lat. Na drogach sporo aut jakich u nas już coraz mniej - escorty, kadetty czy audi 100 A3. Serbowie jeżdżą podobnie do nas, trochę szybciej niż można, ale bez jakiejś strasznej napinki.

Novi Sad to duże miasto uniwersyteckie położone nad Dunajem, dotkliwie zbombardowane w 1999r. przez NATO. To tu co roku odbywa się festiwal EXIT. Odwiedziliśmy Stari Grad z zabytkowymi kościołami katolickimi i prawosławnymi, kamienicami i klimatycznymi kawiarniami.

Jeszcze tego samego dnia przeskakujemy do Belgradu. Planowaliśmy w Belgradzie nocleg, ale nas nie ujął. To po prostu duża, rozwijająca się stolica z gwarem i korkami - to mamy na co dzień. Szybko przeszliśmy się po centrum i ulicy Skadarlije, odwiedziliśmy Nowy Belgrad - nowoczesna dzielnica budowana pod auspicjami Tito - szerokie aleje, duże place i poszczególne osiedla funkcjonujące jako niezależne jednostki. Z Belgradu uciekamy przez zniszczone w tym roku przez powódź Obrenovac, Valievo w kierunku Uzic. Po drodze pogoda niestety się psuje i zaczyna mocno padać - znowu lądujemy na nocleg w przydrożnym motelu, namiot jeszcze nie był w użytku.

W poniedziałek rano dojeżdżamy do Użyc i dalej do Mokrej Góry. Oglądaliście ?Życie jest cudem? Kusturicy? No, to w tej miejscowości i na trasie tej kolejki wąskotorowej go kręcono. Jak byście tu byli to koniecznie wybierzcie się na wycieczkę rzeczoną kolejką. Trasa na bardzo krótkim odcinku pokonuje bardzo duże przewyższenia. Tu macie mapkę trasy: http://www.zeleznicesrbije.com/active/e ... _gori.html .
Miejscami wygląda jak makieta kolejki :).

Oprócz mega urokliwej trasy kolejowej znajdziecie tu skansen Kusturicy - a w nim kolorowe domki (podobno ludowe), pojazdy z filmów i oczywiście pamiątki. Jeden z domów należy do Kusturicy, a niektóre z domków można wynająć turystycznie. W skansenie jest co roku organizowany Festiwal Filmu i Muzyki: http://pl.wikipedia.org/wiki/Drvengrad

Z Mokrej Góry już rzut beretem do Bośni i Hercegowiny, do której wjeżdżamy w Kotroman.


Bośnia i Hercegowina


Pierwsze miasto na trasie do Sarajewa to Wyszehrad. Z dawnej świetności po niedawnej wojnie i pogromach religijnych niewiele zostało - miasto jest chaotycznie odbudowane, ale urzeka przyroda - droga wije się pięknie wzdłuż koryta Driny w otoczeniu gór, co chwila wpadamy w kilkusetmetrowe tunele i tak jest praktycznie do samego Sarajewa.

W Sarajewie jesteśmy późnym popołudniem, zostawiamy Subarynę na strzeżonym parkingu w centrum i łapiemy hostel. Zakochałem się w tym mieście. Znajdziecie tu połączenie muzułmańskiego środkowego wschodu i chrześcijańskiej Europy. Nocne życie w części chrześlijańskiej to kluby, puby i gwarne ogródki. W części muzułmańskiej czajchany, kebaby i? gwarne ogródki. Obok butiku Diora można kupić jedwabny dywan czy pamiątkowy długopis z łuski od kałacha.

Jedzenie jest fenomenalne. Jako miłośnik grilla i pieczystego jestem w raju - czewapcziczi, kebaby, sałatka szopska, baklawy, grillowane papryki i faszerowane bakłażany, sery owcze i bunce, suche kiełbasy oraz świeże i słodkie arbuzy. Do picia ajran, herbata, niesamowicie mocna i gęsta kawa po turecku, rakije wszelkiej maści, lekkie miejscowe piwa i oczywiście wino.

W ogóle Bałkany to chyba królestwo grilla i pieczystego - grille są wszędzie. Jednymi z najpopularniejszych dań są plejskavica, czyli coś w stylu hamburgera - mielone mięso grillowane, podawane z pomidorami i cebulą, pieczywem i sosami oraz wspominane czewapcziczi - małe szaszłyczki z mielonego mięsa, również podawane z warzywami.
Polecam również nadziewane papryczki z grilla, jak ktoś lubi na ostro to chilli i sałatkę szopską - krojone słodkie pomidory z ogórkiem, a na to starty ser kozi / bunc - niebo w gębie. Na deser arbuz albo baklava.

Jeden z lepszych wieczorów na tym wyjeździe to była właśnie noc w Sarajewie. Niesamowity koloryt miasta połączony z pyszną kuchnią i cudowną architekturą - to naprawdę warto zobaczyć i żałuję, że nie ma do Sarajewa tanich lotów.

Na starówce i w centrum nie widać już zniszczeń wojennych i śladów po czteroletnim obleżeniu miasta. Obok siebie znajdziemy kościoły, meczety i synagogi. Warto odwiedzić halę targową na starówce - z zewnątrz wygląda jak teatr lub muzeum, a w środku stoiska z serami i mięsem.
W bocznych uliczkach jednak ciągle wiele ścian nosi ślady po kulach. O wojnie przypominają również Róże Sarajewa - ślady w betonie po moździeżach.
Ludzie są jak zawsze mega przyjaźni, byle nie wchodzić w rozmowach na tematy polityczne. Niedawna wojna jest ciągle świeża, podobnie jak narodowościowe i wyznaniowe konflikty, które do niej doprowadziły.

Z Sarajewa wyjeżdżamy słynną Aleją Snajperów i jedziemy odwiedzić wodospad Skakavac, podobno jeden z najładniejszych w B&H. Najfajniejszy do wodospadu był chyba dojazd - cały czas stromo w górę na reduktorze, najpierw asfaltem, potem szutrami. Sam wodospad mocno rozczarował, spodziewaliśmy się czegoś na kształt Niagary, a były Wodogrzmoty Mickiewicza. Jeśli macie napięty program zwiedzania to ten punkt możecie sobie ze spokojem odpuścić.

Dzięki wycieczce na Skakavac wyjeżdżamy z Sarajewa z kilkugodzinnym opóźnieniem i jedziemy w stronę wybrzeża - Mostar, Madżugorie i wodospad Kravice.

Mostar fajny jest - meczety, wąskie uliczki i słynny Stary Most - odbudowany niedawno bo go w 1994 zniszczyli Chorwaci - w 2004 otwarto go ponownie. A na około góry mniejsze i większe, pięknie tam jest. Do tego pełno knajpek i budek z plejskawicami i wszelkiej maści kebabami + pyszna miejscowa kawa parzona.

Jak ktoś lubi kawę to na Bałkanach będzie w siódmym raju - pod warunkiem, że lubi parzoną. Kawę parzy się w specjalnych tygielkach. Sama kawa jest dużo drobniej mielona od tego co jest w naszych sklepach. Sposób parzenia też jest inny - do tygielka sypiemy kawę i zalewamy zimną wodą. Gotujemy i zbieramy co jakiś czas pianę z wierzchu, trzeba uważać żeby kawa nam nie wykipiała. Po zagotowaniu napój jest gotowy.
Zamówienie przez Iwonę cappuccino kończyło się podaniem właśnie tak przygotowanej siekiery z ozdobnym rożkiem z bitej śmietany ;).

Z Mostaru wycinamy w kierunku Medziugorie. Mieliśmy nocować koło Mostaru, ale nie mogliśmy znaleźć miejsca na namiot - same skały. Do tego w B&H jest jeszcze trochę nie rozminowanych pól minowych po wojnie i nie chcieliśmy ryzryzykować rozbijania się w nieznanym terenie. Serbowie do dziś nie przekazali Bośniakom planów zaminowywania, przez co do dziś odradza się schodzenie w wielu rejonach z dróg i szlaków oraz penetrowanie pustostanów.

W Medziugorie zajechaliśmy na kemping w cenie 20 euro? a na kempingu pełno kamperów z Włoch i Polski. Byliście w Licheniu albo Częstochowie? No, to Medziugorie to ten klimat, serio. Jak nas meldowałem, to na recepcji leciał Pater Noster. Na głównej ulicy pełno sklepów z pamiątkami, np. pamiątkowe czapeczki-bejsbolówki, torebki damskie I love Medziugorie, małe piankowe klęczniki (hit) itp. - generalnie odlot.
W ogóle sama historia miasteczka jest dobra - jakoś w latach osiemdziesiątych kilkoro dzieci miało objawienie. Po tym objawieniu cała szóstka do teraz ma widzenia z różną częstotliwością. Kościół jak narazie nie uznaje cudu.

Mieliśmy posiedzieć tu cały dzień, ale atmosfera nas wygania i jedziemy nad wodospad Kravice. Żebyśmy wiedzieli wcześniej jak tam jest pięknie to pewnie byśmy sobie Medziugorie odpuścili albo tylko przez nią przelecieli.
Wodospady zapierają dech w piersiach. To nie jeden wodospad, co cała ściana mniejszych i większych wodospadów, a pod nimi jezioro z niebiesko-zieloną wodą. Krajobraz naprawdę bajkowy. Jest plaża, można poleżeć, są beachbary ze stolikami w wodzie, jest pomost z deseczek i rozlewiska z wodą do kostek - cudowne miejsce. Nad całym jeziorkiem i nad plażą unosi się lekka mgiełka z wodospadów.

Po drodze okoliczni sprzedawcy oferują okoliczne wyroby - oliwa z oliwek, miody, sery, wina i rakiję - można popróbować. Rakija z gruszek, śliwek i czego tylko się da - polecam. Od miejscowego gentelmana zakupiliśmy gruszkówkę wprost z bagażnika W123 i ogień w kierunku Montenegro. A W123 oczywiście bez śladu rudej.. nie ma sprawiedliwości na tym świecie ;).

Czujemy niedosyt Bośni i Hercegowiny - piękny kraj i bardzo przyjaźni ludzie, z pewnością jeszcze tu wrócimy - najchętniej jak nad Wisłą będzie już się robiło jesiennie a tu już będzie luźniej i chłodniej.


Czarnogóra aka Montenegro


Do Czornej Gory wjeżdżamy przejściem na drodze R429 Trebinje - Herceg-Nov. Odprawa idzie praktycznie z biegu, znowu nawet do bagażnika nam nikt nie zajrzał. Wieczorem dojeżdżamy na wybrzeże. Roślinność jest już inna - palmy, a w górach gaje oliwkowe.

Na wybrzeżu nagle wjeżdżamy w inny świat - a to jakieś Porsche nas minie, a to nowa Glenda, wielkie jachty stoją zacumowane w ekskluzywnych marinach. Z ciekawości objechaliśmy sobie wieczorem Zatokę Kotorską i rzuciliśmy okiem na sam Kotor, który zwiedzimy jeszcze dnia następnego.

Rozbijać na się na dziko znowu nie ma gdzie - woda, góry i pensiony. W końcu trafiamy niedaleko Kotoru na campa. Wieczorem jeszcze wycieczka wzdłuż zatoki i na kolację owoce morza w jednej z knajpek.

Zmieniła się nie tylko roślinność, ale i kuchnia - w Czarnogórze jest ona bardzo zróżnicowana - na wybrzeżu można zjeść owoce morza i ryby, w okolicy Jeziora Skadarskiego ryby, środek kraju to klasyka Bałkanów- pieczyste, sery i grill.

Czarnogóra jest piękna - morze, wielkie jeziora i góry, góry, góry. Czarnogórcy żartują, ze mają wielki kraj jakby go rozprostować. To bardzo nowoczesne państwo - walutą jest euro (wcześniej marka niemiecka), dużo bankomatów, tanie połączenia GSM i dużo WiFi. Ciekawostka - sporo aut sprowadzanych z USA, podobnie jak w Kosowie. Często spotykaliśmy np Paśce B5tki na blachach US&A.

Rano cofamy się do Kotoru, zwiedzamy starówkę i twierdzę. Środek sezonu jest, turystów pełno. Spacer po uliczkach, fotki i spadamy do Budvy.

W Budvie trochu jak we Władysławowie. Znaczy o tyle inaczej że ładnie - zamek, mury obronne, gaje oliwne, kamieniczki z białego kamienia i brak gofrów XXL i natarczywych reklam, ale ludzi dużo. Nawet Iwka spotkała znajomego z roboty. Kontynuujemy wycieczkę wzdłuż wybrzeża aż do Ulcinj - miejscowość już pod granicą z Albanią - lubiana przez Albańczyków i Kosowian. Fajnie jest bo luźniej. Lądujemy na dużym kampie tuż nad Adriatykiem? a na polu ekipa z Cartoon Trabant. Kurcze, towarzystwo tłukło się trabantami z niewiadówkami po tych górskich drogach - trzeba mieć zapał i naprawdę kochać te auta. Zapadło mi w pamięć hasło na jednym z aut: ?dziewczyny kochają klasyki? :).

W Ulcinj planujemy dłuższy popas i plażowanie Drinki, piwka, dobra książka i leżenie do góry brzuchem trzy/cztery dni.

Na polu sporo Polaków, w pewnym momencie ? aut była na blachach PL. Sam camp to jeden z lepszych na jakich byliśmy - pralka, czyste sanitariaty, jakieś prysznice dla zwierzaków, prąd do namiotu podciągnięty, no Ameryka! Stołujemy się sami, na bogato - oliwki, czerwone soczyste pomidory, sucha kiełbasa i długodojrzewająca szynka, białe sery i lokalne wino.

Adriatyk fajny bo ciepły, szkoda że syf na plaży i na wydmach - niestety ludzie brudzą, jakieś papierki, kiepy, butelki, resztki jedzenia itp. Plaża była piaskowa, więc fajnie że nie kamyczki. Jest sporo prywatnych plaż - należących do ośrodków itp. - na nich są leżaki, bary, niekiedy też obsługa spacerująca między wylegującymi się plażowiczami. Ogólnodostępne plaże miejskie są często zatłoczone. Niesamowite były widoki - Adriatyk, a na około góry.

Nie wytrzymaliśmy statycznie trzech dni - rano po drugim noclegu zwijamy się i jedziemy dalej, Kosowo kusi. Jedziemy do stolicy Podgoricy - trochę na około wzdłuż Jeziora Skadarskiego - w miejscowości Vladimir odbijamy na drogę gminną. Polecam tą trasę - stary asfalt, miejscami wąsko, droga często idzie nad graniami, sporo zakrętów. Piękne widoki i duża frajda dla kierowcy.. chyba że ktoś nie ogarnia gabarytów auta i jazdy w górach, to może mieć szybko dosyć.

W drodze przecinamy krajową E80 i jedziemy dalej drogą gminną na Komarno i Drusici - tam zaczyna się Jezioro Skadarskie i zachwalane zakola - widok wart polecenia.

Sama Podgorica to po prostu nowoczesna stolica, niespecjalnie duża. Miasto sprawia bardzo pozytywne wrażenie - jest czysto i schludnie, ładne budynki, parki itp. Zrobiliśmy zakupy, przetoczyliśmy się po centrum , odwiedziliśmy tanksztele i dalij jazda. - uciekamy w góry i dalej do Kosowa.

Jedziemy nad Jezioro Plav - blisko granicy Albańskiej i Kosowskiej. Z krajowej E65 odbijamy znowu na drogę lokalną przez Matesewo do Andrijevicy. Na miejscu miało być muzełmańsko i drewniany meczet. Muzełmańsko było w miarę, meczet jak to meczet ;), fajny bo stary i drewniany. Ale warty polecenia jest camp na samym początku jeziora Plav prowadzony przez Serba. Z jednej strony blisko jezioro,zaraz obok ?cień wielkiej góry?. Na polu wycieczka autokarowa Czechów i Niemcy - też Subaru. Gospodarz jest Serbem, a do Czarnogóry rzuciła go wojenna zawierucha. Poczęstował śliwowicą.

Rano głowa boli. Z Plavu robimy małe koło, bo okazało się, że droga M9 do Pecia w Kosowie jest zamknięta - przejścia nie ma. Jedziemy więc R106 przez Rozaje. Kolejna super trasa - przejście jest na przełęczy górskiej, więc pełno agrafek i serpentyn. Na granicy posterunki są od siebie oddalone o kilka kilometrów.


Kosowo


Wjeżdżając do Kosowa należy dokupić ubezpieczenie na auto - nasza zielona karta, podobnie jak większość, nie obejmuje Republiki Kosowa. Koszt to 120zł za miesiąc, nie można kupić na krócej. W zamian za 30 euro dostaliśmy stosowny blankiet oraz ładny druk z poświadczeniem :).

Kosowo to inny świat niż Montenegro, przypomina nam bardziej Albanię niż Serbię. Nic dziwnego - aż 80% mieszkańców to Albańczycy, Serbowie stanowią mniejszość. Wielu z nich żyje w enklawach nadzorowanych ciągle przez KFOR. Z racji niedawnej wojny wśród uczestników ruchu można trafić na transportery opancerzone i różny inny ciekawy sprzęt wojskowy.

Same posterunki KFORu często są w prawosławnych monastyrach, np. w Decan które odwiedziliśmy. Zwiedzając kolejny monastyr w Gjakove dojeżdżamy wieczorem do Prizren.

Prizren to ponoć jedno z najładniejszych, jeśli nie najładniejsze, miasto Kosowa. Centrum kulturalne i uniwersyteckie. Miasto jest rzeczywiście warte polecenia, urokliwe uliczki, dużo kawiarni, a wszystko w sąsiedztwie gór i przepływającej przez centrum Bistricy. Samo miasto nie oparło się niestety zawirowaniom wojennym i pogromom, tym razem na ludności chrześcijańskiej, w 2004 roku.

Z Prizren jedziemy M25 w kierunku Prisztiny, po drodze nocujemy na dziko na górskim pastwisku. No snu przygrywa nam weselna orkiestra grająca na weselichu gdzieś w dolinie.

Prisztina to centrum administracyjne i biznesowe. Urbanistyczny misz-masz - stare meczety, cerkwie, wielka płyta stylizowana na stare meczety i nasza paskudna zwykła wielka płyta. Polecam bazar w centrum, można oliwki kupić na kilogramy w dobrej cenie, tylko własny słoik mieć należy :).

W Kosowie ludzie przyjaźni, większość to oczywiście muzułmanie, ale nie ortodoksi. Motoryzacyjnie od groma VW i Audi, BMW również mają poważanie. Powtarza się zjawisko aut z US&A. W Kosowie chyba w ogóle mają poważanie dla Ameryki, w końcu Stany jako jeden z pierwszych krajów uznał ich niepodległość. W Prisztinie obchodzi się urodziny Billa Clintona, serio :).
Sporo jest również aut na niemieckich szyldach, ale Ci Niemcy za kierownicami coś dziwnie śniadzi są.

Z Prisztiny robimy już powoli odwrót, czyli wjeżdżamy znowu do Serbii. Wbrew plotkom o problemach z wjazdem do Serbii od strony Kosowa przekraczamy granicę bez ekscesów. No prawie - z rozpędu nie zatrzymałem się na posterunku Serbskim, myślałem że to jakiś kontener. Dopiero jak strażnik wyskoczył to się zorientowałem.


Serbia


Z Prisztiny jedziemy przez Leskovac do Niszu. Na Leskovac nalegałem, bo to stolica serbskiego grilla, co roku jest tam robiona wielka feta gdzie całe miasto grilluje na imprezie. Niestety po za tą imprezą w mieście niespecjalnie się cokolwiek dzieje, więc po rundzie honorowej w centrum jedziemy dalej.

W Nisu nocujemy w hostelu w centrum. Sam Nisz to trzecie co do wielkości miasto w Serbii z ładnym centrum, w którym toczy się bujne życie nocne. Jedną z głównych atrakcji jest twierdza turecka, w której akurat trwały przygotowania do festiwalu Nisville Jazz Festival - w tym roku grali m.in. Blues Brothers i Cindy Lauper :).

W Niszu robimy kupujemy już pierwsze podarki - wina, rakiję i słodycze. Następnie obieramy azymut na Novi Pazar - znowu zbliżamy się pod granicę z Kosowem.
Novi Pazar to miasto zamieszkałe głównie przez Albańczyków. Za czasów Tito postawiono tam hotele, które miały nawiązywać stylem do okolicznej zabudowy. No to postawili. Nad rzeczką rozpościera się cudo przypominające, bo ja wiem, namiot cyrkowy, o takie:

http://www.europe-east.com/serbia/img/novi-pazar03.jpg

a do tego, coby zachować spójność, postawiono bloki z wielkiej płyty, o takie:

https://plus.google.com/u/0/photos/1096 ... 5444841937

Tuż obok miasta znajdują się dwa monastyry w górach - Monastery Djurdjevi Stupovi oraz Manastir Sopoćani. Szczególnie ujął nas ten w Stupowi - jest ślicznie położony wysoko w górach, a na około jest zupełnie pusto.

Stamtąd kierujemy się do rezerwatu rzeki Uvac i nocujemy na dziko na pastwiskach. Uvac to swoista wisienka na torcie - rzeka wije się wyżłobionym kanionem, wygląda to niesamowicie. Super jest też sam dojazd do punktów widokowych - polnymi drogami kilka razy pobłądziliśmy zanim udało się nam trafić.

Kanion wrzyna się głęboko i wrażenie jest trochę jak na Fiordach (jadły nam z ręki ;) ) - Uvac powinien być jednym z obowiązkowych punktów do odwiedzenia w Serbii.

Z rezerwatu ruszamy już bocznymi drogami w kierunku Valijeva i Nowego Sadu, nocujemy w Sabac gdzie idziemy na ostatnią posiadówkę w knajpie.


Węgry


Jako, że jeszcze mamy dwa dni w zanadrzu, to postanawiamy wrócić przez Balaton. O Balatonie zawsze słyszeliśmy dużo, pokolenie naszych rodziców jeździło do tego raju niedoścignionego na luksusowe zagraniczne wakacje, postanowiliśmy więc spróbować.

Z Sabac wycinamy przez rezerwat Fruśka Góra i Novi Sad do Somboru i przejścia w Bezdan. Za Somborem jeszcze zrobiliśmy przepakowanie, bo doliczyłem się w sumie 12 win, 6 rakij i 10 browarków, co znacznie przewyższało ilości jakie można wwieźć do UE :).

Węgry przywitały nas chłodniejszą pogodą, która po chwili przyniosła deszcz. Z ciekawostek była jeszcze przeprawa promowa w Mohacs, za którą wskoczyliśmy na autostradę do Pecs i dalej krajowymi 66 i 67 do Balatonelle.

Mnie Balaton ujął - jezioro miało niebiesko - zielony kolor, a wokół niego rozciągały się mniejsze i większe kempingi, wiele z nich pamięta jeszcze poprzedni ustrój. Do tego pełno pensjonatów i hoteli. Klimat trochę jak w podwarszawskim Konstancinie czy Podkowie Leśnej.
Znaleźliśmy camp i spędziliśmy na nim dwie noce - jeden cały dzień leżenia na trawiastej plaży nad jeziorem. Obowiązkowo oczywiście gulasz i langosz na obiad. Przed wyjazdem jeszcze dokupiliśmy w Lidlu kilka całkiem niezłych węgierskich win w promocji, tanksztela i ogień do Polski. Wracaliśmy w sobotę, było całkiem pusto więc przejechaliśmy przez centrum Budapesztu. Powrót znowu przez Słowację i nocleg w Przybędzy.

Podsumowując - trzasnęliśmy w sumie jakieś 5300km, najtańsze paliwo było w Polsce, na Węgrzech i w B&H - mówię o LPG. Słowacja jest droga, podobnie Czarnogóra.
Jedzenie, spanie - podobnie jak u nas, trochę taniej w B&H i Kosowie. Znowu Czarnogóra wychodziła wyraźnie drożej - przynajmniej w knajpach.
Trudno powiedzieć gdzie było najlepiej, najładniej, najfajniej, naj.. Żałuję, że nie spędziliśmy więcej czasu w Bośni i Hercegowinie, mogliśmy też pooglądać więcej przyrody w Czarnogórze. Niemniej cały region jest magiczny i naprawdę warto tam jechać.


Tu jest album ze zdjęciami:
https://plus.google.com/u/0/photos/1096 ... 0970414865

Tutaj znajdziecie tabele z zestawieniem cen, walut i cen paliwa - stan na 08.2014:
https://docs.google.com/spreadsheets/d/ ... sp=sharing

Tu część 1 marszruty na mapie:
https://www.google.com/maps/d/edit?mid= ... qO8fGSmK1g
część 2:
https://www.google.com/maps/d/edit?mid= ... ksIIcKpHqw

Dostęp tylko przez linki jeśli chcielibyście to udostępniać.

Literatura - korzystaliśmy z przewodników Pascala po Czarnogórze oraz Bezdroży po Serbii i Bałkanach.
Przy okazji mogę zareklamować tą księgarnię: http://www.travelco.pl/punkt-odbioru - tylko szukajcie ich ofert na allegro, mają fajne promocje na łączone przewodniki i mapy.

_________________
Long 2.0 TD 1997r, polcalmini i MT > (...) > XL7 2.0 HDI
"Spijmy gorycz co uwiera, niech z trzeźwości nas rozbiera"


Na górę
Post: śr lis 19, 2014 7:39 pm 
Offline
Moderator
Awatar użytkownika

Rejestracja: czw lis 12, 2009 10:13 pm
Posty: 2174
Lokalizacja: Warszawa
Silnik: 2.0 HDI
Model: XL7
Rok prod.: 2006
Mam nadzieję, że moje wypociny zainspirują kogośdo ruszenia się z garażu :mrgreen:

_________________
Long 2.0 TD 1997r, polcalmini i MT > (...) > XL7 2.0 HDI
"Spijmy gorycz co uwiera, niech z trzeźwości nas rozbiera"


Na górę
Post: śr lis 19, 2014 7:50 pm 
Offline
2" - starszy bagiennik
Awatar użytkownika

Rejestracja: wt paź 23, 2012 8:28 am
Posty: 408
Lokalizacja: Kamienica Szlachecka - pomorskie
Zajebista sprawa......ile łącznie czasu trwała podróż..... w ile osób? i jakie ogólne koszty wszystkiego? ... ciekawy jestem może kiedyś..... mnie zawsze interesowały te rejony...

_________________
Maciej
NADZORY BUDOWLANE , KOSZTORYSOWANIE 607943101
Vitara 1.6 8V LPG 1989
Lift 4" Radzikone, Koła 225/75/15 kopia SAHARA, SNORKEL
http://www.fotosik.pl/u/macias320/album/1323439
e-mail: maciejh@vp.pl

http://www.ermail.pl/klik/UXNSa2oG


Na górę
Post: śr lis 19, 2014 8:20 pm 
Offline
Moderator
Awatar użytkownika

Rejestracja: czw lis 12, 2009 10:13 pm
Posty: 2174
Lokalizacja: Warszawa
Silnik: 2.0 HDI
Model: XL7
Rok prod.: 2006
14 dni, tyle że wyjazd w piątek zaraz po robocie.

Jechaliśmy we dwójkę, gazownia wyszła coś koło 1500zl, do tego niezaplanowane 120zl w warsztacie, winieta na Węgry miesięczna, bo krótszej się nie opłacało chyba 60 albo 90zl i ubezpieczenie na Kosowo chyba 30 euro. Było do tego sporo noclegów w hostelach zamiast na dziko i na to też poszło z 500zl więcej niż licylismy. Calość jakoś 3000-4000 wyszła... W pewnym momencie przestaliśmy liczyć ;)

_________________
Long 2.0 TD 1997r, polcalmini i MT > (...) > XL7 2.0 HDI
"Spijmy gorycz co uwiera, niech z trzeźwości nas rozbiera"


Na górę
Post: śr lis 19, 2014 10:53 pm 
Offline
2" - starszy bagiennik

Rejestracja: czw paź 20, 2011 9:24 pm
Posty: 258
Lokalizacja: Gruszeczka/Wrocław
Dzięki, że chciało Ci się to wszystko opisywać. My podróżujemy trochę inaczej, bardziej natura, góry, teren i spanie na dziko. Poza tym bardziej szczegółowo. W tym roku byliśmy tylko w Serbii, gdzie spędziliśmy 14 dni + 2 dni na tranzyt. U nas 85% kosztów to paliwo. Czekam na natchnienie to też coś opiszę, ale tutaj: http://www.trooper4x4.pl/forum/viewtopi ... =44&t=5927

_________________
Suzuki Baleno 1.6 '97
Suzuki Liana 1.6 '04
Subaru Legacy 2.0 '99
Isuzu Trooper 3.1LTD '94
http://www.youtube.com/user/mirok80?feature=mhee


Na górę
Post: śr lis 19, 2014 11:16 pm 
Offline
Moderator
Awatar użytkownika

Rejestracja: czw lis 12, 2009 10:13 pm
Posty: 2174
Lokalizacja: Warszawa
Silnik: 2.0 HDI
Model: XL7
Rok prod.: 2006
My lubimy i na dziko i cywilizację, miasta pooglądać i zjeść lokalnie w knajpie. Ja to jestem łasuch, więc to jest dosyć ważny dla mnie aspekt poznawania wszelkich antypodów.

Z noclegami to mamy podobnie - najchętniej na dziko. Na tym wyjeździe często nam się poprostu z takim nocowaniem nie układało - a to deszcz zacinał, a to gęsta zabudowa i skały, a to polami minowymi straszyli itp... Cieszę się, że teraz znowu Suzuka się pojawiła, to będzie można dalej wjechać i po gruntówkach się bardziej powozić.

No i niestety czasami włącza się nam struś pędziwiatr - zobaczyć jak najwięcej, ale walczę z tym mocno ;).

Jak coś opiszesz to wklej tu albo daj chociaż info z linkiem, ja lubię czytać takie opisówki.

_________________
Long 2.0 TD 1997r, polcalmini i MT > (...) > XL7 2.0 HDI
"Spijmy gorycz co uwiera, niech z trzeźwości nas rozbiera"


Na górę
Post: czw lis 20, 2014 6:22 pm 
Offline
2" - starszy bagiennik

Rejestracja: czw paź 20, 2011 9:24 pm
Posty: 258
Lokalizacja: Gruszeczka/Wrocław
Na razie w w/w linku jest kilka fotek, a tu masz filmik: https://www.youtube.com/watch?v=ma_ZIPY ... e=youtu.be

_________________
Suzuki Baleno 1.6 '97
Suzuki Liana 1.6 '04
Subaru Legacy 2.0 '99
Isuzu Trooper 3.1LTD '94
http://www.youtube.com/user/mirok80?feature=mhee


Na górę
Post: czw lis 20, 2014 10:25 pm 
Offline
Moderator
Awatar użytkownika

Rejestracja: czw lis 12, 2009 10:13 pm
Posty: 2174
Lokalizacja: Warszawa
Silnik: 2.0 HDI
Model: XL7
Rok prod.: 2006
Śliczne góry - keidy w ogóle byliście? Jakie rejony?

_________________
Long 2.0 TD 1997r, polcalmini i MT > (...) > XL7 2.0 HDI
"Spijmy gorycz co uwiera, niech z trzeźwości nas rozbiera"


Na górę
Post: czw lis 20, 2014 11:24 pm 
Offline
2" - starszy bagiennik

Rejestracja: czw paź 20, 2011 9:24 pm
Posty: 258
Lokalizacja: Gruszeczka/Wrocław
Połowa sierpnia. Cała Serbia (ta górzysta, nie północna), wszystkie Parki Narodowe i większość pasm. Do tego kilka zabytków, miasteczek, jaskinie, skansen, no i odrobina trekkingu.

_________________
Suzuki Baleno 1.6 '97
Suzuki Liana 1.6 '04
Subaru Legacy 2.0 '99
Isuzu Trooper 3.1LTD '94
http://www.youtube.com/user/mirok80?feature=mhee


Na górę
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat  Odpowiedz w temacie  [ Posty: 9 ] 

Strefa czasowa UTC+01:00


Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Limited
Polski pakiet językowy dostarcza phpBB.pl