Kolega z nie ukrywaną radością kupił sobie longa. Auto znane na forum. Ostatnie wątki poprzedniego właściciela mówiły o stracie mocy.
Koledze też to spędzało sen z powiek. Po tym jak przejechał się moim 1.6 na gaźniku mówi diabeł nie auto
Stracił trochę czasu i pieniędzy jeżdząc tu i tam. Po wyczerpaniu wszystkich pomysłów jakie przyszły do głowy został tylko rozrząd.
Jednym słowem powiem "masakra"
Jakiś pi...ony "mechanik" i tutaj pragnę wtrącić że gdy bym wiedział kto to był to bym go za nabiał na najwyższej lampie w Poznaiu powiesił odjebał niezły kawałek chały
Zjedzone zęby na zębatkach (pośredni i lewej głowicy) potrafię zrozumieć, brak brakujących zębów w misce już nie.
Szlifierką kątową przycięty plastik na ślizgu głównego łańcucha. Obcięty napinacz głównego łańcucha. Rozpiłowany otwór ślizgu i zeszlifowaną przegub ślizgu był spowodowany SKRÓCENIEM ŁAŃCUCHA O 2 OGNIWA
Fazy ni uj z sobą nie grały, nie mam pojęcia jak ten silnik działał, jedno jest pewne do pewnego stopnia jest to silnik idioto odporny. Pytanie tylko czy w tym konkretnym przypadku ta granica nie została przekroczona.
Przydał by się ktoś z Poznania/Swarzędza kto ma 2.0 V6 chcący przejechać się autem kolegi i chętny zaufać koledze "oddając" na chwile kierownicę swojej Vitki
No niezłą chałe ktos odwalił.