Kryzys zażegnany! Padł rozrusznik. A właściwie został zmielony bo stacyjka nie odbiła. Wymontowanie rozrusznika pod blokiem w deszczu i błocie jest karkołomnym zadaniem, szczególnie w silniku v6- ale wykonalnym, niestety nie obędzie się bez kładzenia pod samochodem. Do rozrusznika dochodzą 2 kable "większy" mocowany nakrętką i "mniejszy" na wtyk - najsampierw odłączamy akumulator*, bo łatwo o iskry, potem odkręcamy przewody, kładziemy się pod auto i kręcimy (2 śruby), samo wyjęcie wymaga trochę zwinności ale jest intuicyjne. Potem profilaktycznie miernikiem sprawdziłem, czy aby nie nie ma zwarcia na cewce bendiksu- podłączamy miernik między masę a kabelek cieńszy, po przekręceniu w skrajną pozycję pojawia się 12V po odbiciu stacyjki 0V - czyli prawidłowo. Jeśli po odbiciu macie wciąż 12V to znaczy, że uszkodzony jest obwód cewki i zmielimy kolejny rozrusznik.
*nie wiem czy dobrze jest odłączać akumulator, bo resetujemy chyba wtedy kompa?
Tym sposobem (odpięcie kabli i sprawdzenie napięć na obu kablach (uważając na zwarcie)) jesteśmy również w stanie sprawdzić czy wina nie leży przypadkiem po stronie stacyjki.
Jeśli gdzieś się mylę to proszę o poprawienie mnie i edytuję post;)
Pozdrawiam
|