Jako, że mamy już jesień za oknem to zabrałem się na spokojnie za opis sierpniowej objazdówki po ścianie wschodniej
.
Wyjazd zaplanowaliśmy na sierpniowy długi weekend. Kilka dni przed wyjazdem latanie za przeglądem fury, drobne grzebanie się przy aucie, w piątek szybkie sprzątanie i szykowanie klamotów. No i sobota rano, jedziemy! Jeszcze tylko przystanek w OBI po grill bo poprzedni poległ w czasie burzy nad Zalewem Sulejowskim.
Zaopatrzeni i zatankowani sprawnie wyjeżdżamy z Warszawy w kierunku Białegostoku. Za Ostrowią zrobiło się na drodze pusto - większość Warszawiaków widać wybrała Mazury. Parę kilometrów za Zambrowem uciekamy z krajowej ósemki i na najbliższe trzy dni żegnamy się z głównymi drogami
.
Pierwszy przystanek w Tykocinie. Super kościół, ładny rynek, muzeum i synagoga. Miejscowość o tyle ciekawa, że kiedyś była najliczniejszą gminą żydowską i dużym ośrodkiem życia kulturalnego na mapie Polski i Litwy. Rynek ładnie wyremontowany, chodniki równe, czysto - aż miło napić się kawy na skwerze. Spacer, fotki, lody z automatu przy dworcu PKS i śmigamy dalej. Bocznymi asfaltami turlamy się do Korycina, za którym szutrami i leśnymi duktami dalej do Sokółki. Tu runda po rynku i fotki cerkwi - tylko z zewnątrz bo była niestety zamknięta z powodu renowacji.
Z Sokółki uciekamy dosyć szybko do Bohonik obejrzeć meczet i dalej śmigamy mniej więcej szlakiem tatarskim, unikając asfaltów, do drugiego meczetu w Kruszynianach. Tutaj postanawiamy szukać miejsca pod nocleg. Na obiad zajadamy się specjałami kuchni tatarskiej - jak ktoś lubi wszelkiego rodzaju kluski, pyzy, kapustę i mięso to polecam. Kuchnia może nie wyszukana ale dobra.
Nocleg mieliśmy dograny w małym parku przy meczecie, ale wpadł nam w oko znak z info o pobliskim zalewie - no to jedziemy nad wodę! Woda okazała się całkiem sporym jeziorkiem jakieś 3km od granicy. Na miejscu sporo lokalesów na rybach i po prostu imprezujących, Na szczęście suzuka pozwoliła zaszyć się na odludziu - nawet muzyka ogniskowa specjalnie nie przeszkadzała. Przeszkadzały za to komary. Jak na złość skończył się też OFF. W akcie desperacji wysmarowaliśmy się wódką, ja od środka zapobiegawczo też się zabalsamowałem (jedyne co mieliśmy oprócz WD40 co miało szanse pomóc), co pomogło na tyle, że dokończyłem rozstawianie namiotu
.
Rano zbiórka i poszukiwania sklepu - trza kupić śniadanie i coś na komary
. Wyjeżdżamy w kierunku Hajnówki, większość trasy udaje się przebyć polnymi drogami, praktycznie ocieramy się o granicę. Przerwa na drugie śniadanie nad Jeziorem Siemianowskim. Woda jeszcze ciepła była
.
W Hajnówce tradycyjnie już cerkiew, potem rynek, Biedronka, ja koniecznie chcę obejrzeć stację i lokomotywownię kolejki wąskotorowej. Potem Białowieża, z której szybko uciekamy - strasznie odpustowo było. Tankuję w dobrej cenie bioester i wracamy do Hajnówki. Po drodze odwiedzamy zachwalane w przewodniku "miejsce mocy" (jakoś specjalnie doładowany się po nim nie czułem, ale powykręcane dęby wyglądają nawet fajnie
) i rezerwat żubra. Oprócz żubrów wilki, dziki, kucyki, łoś i inne zwierzaki. Z jednej strony fajnie jest popatrzeć na takiego łosia czy żubra, ale z drugiej szkoda mi ich na tych wybiegach.
Z Hajnówki wyjeżdżamy wzdłuż granicy w dół i bocznymi drogami docieramy do Repczyc gdzie nocujemy - nomen omen znowu nad zalewem. Dojazd ładnie oznakowany, na miejscu zaplecze sanitarne i wydzielone kąpielisko, wszystko brand new. Tym razem na spokojnie rozbiliśmy namiot, aż tak komary nie gryzły. Potem grill, piwko i lulu pod gwiazdami. Przynajmniej ja lulu, bo moja lepsza połowa dostawała kota przez imprezę na drugim brzegu
.
Trzeciego dnia zjeżdżamy dalej w dół mapy po czym odbijamy do Garbarki. Wielki klasztor na górce, Częstochowa prawosławia. Pod klasztorem można kupić wszelakie dewocjonalia. Nie było niestety mojej ulubionej Maryi z odkręcaną główką do nalewania wody święconej
. Odwiedzamy Siemiatycze, potem przeskok do Drohiczyna. Miały być lody na rynku ale były paskudne, uciekamy więc w kierunku Siedlec. Udaje się przelecieć też bocznymi drogami. W Siedlcach szybki kebab i powrót do Warszawy.
Wyjazd był super. Z mojej perspektywy cieszył szybki dojazd na miejsce - po 2,5h od wyjazdu z Warszawy już uciekaliśmy na boczne drogi. Podróżując z namiotem to znaleźliśmy mnóstwo miejsc gdzie można się na spokojnie rozłożyć. Trasa po jakiej jechaliśmy do przejechania na spokojnie seryjną Vitarą. Było kilka miejsc bardziej błotnistych, ale do ominięcia.
A tu zdjęcia:
https://picasaweb.google.com/asoczowka/ ... directlinkmam również ślady GPS, dla chętnych na PW.